A zawdzięczam to sąsiadce mojej cioci, pani Hathaway, którą odwiedzałam niemal codziennie, aby pomóc jej w zakupach lub innych sprawach domowych, a także by dotrzymać jej towarzystwa. Pomimo młodego wieku zdrowie jej nie sprzyjało i była po ciężkiej operacji, dlatego potrzebowała nieustannej opieki. Często siadałyśmy razem na werandzie, a wtedy opowiadała mi swoje historie. Jedno było pewne: obie wiele przeszłyśmy. Od pierwszej rozmowy bardzo ją polubiłam i od tego czasu stała się dla mnie przyjaciółką. Pamiętam, jakby to było wczoraj, dzień, w którym oznajmiła, że przyjedzie do niej na wakacje syn jej siostry ciotecznej... Czy jakoś tak. Ciekawiło mnie, jaki jest, ale nie przywiązywałam do tego większej wagi. Miał on zaopiekować się Christine, aby odciążyć mnie przynajmniej na okres lata. Oczywiście od razu zaprotestowałam, powiedziałam, że dla mnie to nie jest żadnym obciążeniem. Wtedy ona odrzekła, że koniecznie muszę go poznać, bo jest naprawdę miłym chłopakiem. Dopiero te słowa sprawiły, że nie mogłam przestać myśleć o tajemniczym chłopaku.
Od tamtej pory odliczam dni do jego przyjazdu. Będzie to dokładnie jutro rano i nie mogę się doczekać. Nie znalazłam tu jeszcze nikogo interesującego, bo jest to naprawdę małe miasteczko i w głębi duszy czuję, że coś się wydarzy. Nie jestem tylko pewna co.
~*~ ~*~ ~*~
Tej nocy nie mogę usnąć. Przewracam się z boku na bok, ale żadna pozycja nie wydaje mi się wystarczająco wygodna. Wreszcie włączam muzykę i to pozwala mi odpłynąć na jakiś czas. Budzę się, zanim słońce wzeszło i spoglądam na zegar wiszący na ścianie, wskazujący godzinę 4:37. Nie mam pomysłu co z sobą zrobić, więc wstaję, udaję się do łazienki i odbywam poranną toaletę. Robię to powoli, dla zabicia czasu. Nie mogę uwierzyć, że dziś już nadchodzi ten dzień. Dzień, na który tak długo czekałam, nie znając nawet powodu, dlaczego jestem tak strasznie podekscytowana. Kiedy wychodzę z łazienki, jest już piąta. Ubieram się w moje najładniejsze ciuchy i przeglądam w lustrze. Chyba po raz pierwszy w życiu stwierdzam, że wyglądam całkiem dobrze. Teraz pozostaje tylko pomyśleć, co zrobić z czasem pozostałym do przyjazdu chłopaka. Maszeruję wzdłuż pokoju i wtedy napotykam wzrokiem moją ulubioną, jak na razie, książkę. Wypuszczam z płuc powietrze, które nieświadomie wstrzymywałam i biorę ją do ręki. Może ona choć na chwilę oderwie moje myśli od nieznajomego chłopaka i będę w stanie się zrelaksować. Usadawiam się wygodnie na zimnym szerokim parapecie, gdy dostrzegam w oddali samochód. Mrużę oczy, by móc dostrzec w jakim kierunku zmierza pojazd. Czy to możliwe, żeby chłopak przyjechał tak wcześnie?
Myśli przebiegają przez moją głowę z zawrotną prędkością. Staram się wymyślić jakikolwiek sensowny powód, dla którego mogłabym znaleźć się o piątej rano przed domem.
Może jestem największą debilką na świecie, ale wyniesienie śmieci wydawało mi się najmniej idiotyczne. Przecież pewnie nikt nawet nie zwróci na to uwagi. Zbiegam więc na palcach po schodach, żeby nie obudzić ciotki i pędzę do kuchni. W koszu nie ma zbyt wielu śmieci, dlatego biorę, co mam pod ręką i wrzucam do środka, aż worek robi się dostatecznie ciężki. Zawiązuję supeł i pośpiesznie wychodzę z domu.
Na zewnątrz wita mnie zimne powietrze i od razu żałuję, że nie wzięłam bluzy. Rozglądam się wokół roztargniona i dokładnie w chwili, gdy dochodzę do kontenera stojącego obok drogi, na podjazd przed domem pani Hathaway podjeżdża sportowy samochód. Nogi odmawiają dalszego marszu i stoję teraz jakby przyklejona do ziemi, jak sparaliżowana. Każda kolejna sekunda przeciąga się dla mnie w wieczność, kiedy z niecierpliwością wpatruję się auto.
I wtedy wreszcie nadchodzi ten moment, gdy szczupły blondyn wychodzi z samochodu. Moje wargi bezwiednie się rozchylają, a brwi unoszą wysoko. Wygląda znajomie... Kim do cholery jest ten chłopak?
Worek w mojej ręce pęka i cała jego zawartość rozsypuje się u moich stóp z hukiem. Wzrok chłopaka skupia się na mnie, a wtedy czuję, że rumienię się pod jego spojrzeniem. Pochylam się, by uprzątnąć bałagan i w ten sposób unikam jego oczu.
-Pomóc ci? - słyszę lekko zachrypnięty głos i mimowolnie unoszę głowę. Chłopak stoi dostatecznie blisko, żebym mogła mu się przyjrzeć, ale nie mam odwagi i po kilku sekundach spuszczam wzrok.
-Nie trzeba, naprawdę. - Uśmiecham się nieśmiało i kontynuuję zbieranie. Nie ma to jak zrobić dobre pierwsze wrażenie...
Nagle w mojej głowie rodzi się myśl, żeby spróbować ciągnąć tą "rozmowę" dalej.
Jednak kiedy podnoszę wzrok, blondyna już nie ma.
Myśli przebiegają przez moją głowę z zawrotną prędkością. Staram się wymyślić jakikolwiek sensowny powód, dla którego mogłabym znaleźć się o piątej rano przed domem.
Może jestem największą debilką na świecie, ale wyniesienie śmieci wydawało mi się najmniej idiotyczne. Przecież pewnie nikt nawet nie zwróci na to uwagi. Zbiegam więc na palcach po schodach, żeby nie obudzić ciotki i pędzę do kuchni. W koszu nie ma zbyt wielu śmieci, dlatego biorę, co mam pod ręką i wrzucam do środka, aż worek robi się dostatecznie ciężki. Zawiązuję supeł i pośpiesznie wychodzę z domu.
Na zewnątrz wita mnie zimne powietrze i od razu żałuję, że nie wzięłam bluzy. Rozglądam się wokół roztargniona i dokładnie w chwili, gdy dochodzę do kontenera stojącego obok drogi, na podjazd przed domem pani Hathaway podjeżdża sportowy samochód. Nogi odmawiają dalszego marszu i stoję teraz jakby przyklejona do ziemi, jak sparaliżowana. Każda kolejna sekunda przeciąga się dla mnie w wieczność, kiedy z niecierpliwością wpatruję się auto.
I wtedy wreszcie nadchodzi ten moment, gdy szczupły blondyn wychodzi z samochodu. Moje wargi bezwiednie się rozchylają, a brwi unoszą wysoko. Wygląda znajomie... Kim do cholery jest ten chłopak?
Worek w mojej ręce pęka i cała jego zawartość rozsypuje się u moich stóp z hukiem. Wzrok chłopaka skupia się na mnie, a wtedy czuję, że rumienię się pod jego spojrzeniem. Pochylam się, by uprzątnąć bałagan i w ten sposób unikam jego oczu.
-Pomóc ci? - słyszę lekko zachrypnięty głos i mimowolnie unoszę głowę. Chłopak stoi dostatecznie blisko, żebym mogła mu się przyjrzeć, ale nie mam odwagi i po kilku sekundach spuszczam wzrok.
-Nie trzeba, naprawdę. - Uśmiecham się nieśmiało i kontynuuję zbieranie. Nie ma to jak zrobić dobre pierwsze wrażenie...
Nagle w mojej głowie rodzi się myśl, żeby spróbować ciągnąć tą "rozmowę" dalej.
Jednak kiedy podnoszę wzrok, blondyna już nie ma.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz